poniedziałek, 2 listopada 2015

Autostopowicz

      
  Wracając drugiego listopada do rodzinnego miasteczka, z daleka na poboczu zauważyłem postać zatrzymującą samochody. Skusiłem się na towarzystwo nieznajomego. Dziad wsiadł i przedstawił się imieniem Anastazy. Zaczął barwnie opowiadać koleje swoich losów. Szyby zaparowały. Zrozumiałem, że chłop pewnie spragniony. Poczęstowałem miodem pitnym. Przyssał się jak do cyca i pociągając głębsze hausty napełnił się łzami. Wspominał z imienia i nazwiska ludzi, którym nie mógł pomóc i na których śmierć był zmuszony patrzeć. Tematy stały się za duszne i opuściłem do połowy szybę, aby choć część mar uwolnić. W pewnym momencie zachwiał się emocjonalnie i na dłoniach pojawiła się krew. Dziad dostał krwotoku z nosa. Zaczął przepraszać i mówić, że to nie do końca tak miało wyglądać, że on chciał inaczej; że plan nie przewidział wszystkich możliwości. W międzyczasie użyczyłem wielowarstwowych zapachowych chusteczek higienicznych. Wzdrygnął się, ale nie wzgardził. Trzymając się za nos poprosił, abym go wysadził na siódmej stacji. Upewniwszy się, że chłop sobie poradzi, podrzuciłem go na tenże przystanek i życząc wszystkiego dobrego, odjechałem. Spojrzałem za nim we wsteczne lusterko, jednak śladu po człowieku nie było. Podbiłem volume i przestałem się zastanawiać. Noc była chłodna. Miasteczko przywitało mnie łuną rozdygotanego ciepłego światła. Z nieba w pełni lodowate oko patrzyło swym zimnym i obojętnym spojrzeniem na ludzkie próby ogrzania błąkających się bezdomnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz