Anastazy postanowił odpalić starą
kosiarkę do trawy i zrobić porządek z przyblokowymi paskami zieleni i większymi
połaciami zielska na tyłach, gdzie bujają się huśtawki i szeroko barczyste
bramki do gry w nogę pilnują, aby właściciele czworonogów zbierali po swoich
pupilach ślady ich łakomstwa; a wtedy psinki bardzo dumne z panów. Zabawnie,
kiedy wycieram wycieraczkę. Dla butów to zabawne, bo pies uwięził człowieka
– Anaś zamyślił się grafomańsko. Z rozruchem nie było problemu, już po
pierwszym pociągnięciu startowej linki warkot wypłoszył sierściuchy z kubłów na
śmieci, a okoliczni mieszkańcy wyciszyli jazgot chowając się za szczelnym
połączeniem plastiku i szkła. Z nowo zdobytym spokojem mogli dalej smakować obgotowanej, zmielonej i natłuszczonej papki
informacyjno - rozrywkowej, którą z dynamicznego centrum dowodzenia wtłaczali w
siebie sondą z przyciskami. Pasztet Strasburski nie był w guście Nastka. Wolał swoją
psychiczną wątrobę utrzymywać w higienie, stosując się do prostych reguł i
zasad nadanych od PIZ-u. Prastara Istota Zielona przylatywała czasami w chmurze
zwiastującej przyjemny kapuśniaczek i obdarowywała chwilowym rozluźnieniem. Potem
oczyszczał szare komórki, przedmuchiwał
spróchniałe myśli wdychając naręcza
tlenu i pokornie patrząc w bezkresną dal ponad obłokami. Miał świadomość swoich
granic, dlatego starał się nie przekraczać samego siebie, choć oczekiwania
stare rosły, a bagno cierpliwie czekało.
Sunął powoli, majestatycznie poskramiał dziką naturę, nadając jej kształt i ogładę, kiedy to nagle - masz chłopie placek. Wjechał po same uszy silnika czterosuwowego. Jak hipopotam w trakcie wydalania swoim śmigłym ogonkiem rozrzuca kupę naznaczając spory obszar, tak i przez ostrza kosiarki przefrunęła bezdomna kał kupa upaćkawszy Anasia po dziurki w nosie. Taki mniej więcej efekt ujrzały bezpańskie psy, które za nic miały savoir - vivre ludzkiego pomylenia i zawyły znacząco. Anastazy rozumiał język zwierząt, to był, zaraz po mediacji ze zmarłymi, kolejny dar, za który dozgonnie mógłby dziękować w czasie swoich nieprzespanych nocy, gdyby nie fakt, że to właśnie te błogosławieństwa spędzały mu sen z powiek. Usłyszał hau hau wypadek się stał wyszczekane szyderczo, wilczo. I w nim także się poszatkowało. Zawył z wkurwienia! Winny stał przed nim niewzruszony i opanowany. Podszedł do bramkarza i przywalił mu potężnie z główki. Oczy zalały się krwią, a bramka tylko delikatnie drgnęła wytwarzając fale, na których Anastazemu udało się przemknąć niezauważonym przez ochroniarza i wkroczyć do Klubu o nazwie Las. Do głównej sali prowadziła brzozowa aleja. W środku dębowe kolumny podpierały nieboskłon, a przy rock and rollowej muzyce bawiły się klony Presleya.
Sunął powoli, majestatycznie poskramiał dziką naturę, nadając jej kształt i ogładę, kiedy to nagle - masz chłopie placek. Wjechał po same uszy silnika czterosuwowego. Jak hipopotam w trakcie wydalania swoim śmigłym ogonkiem rozrzuca kupę naznaczając spory obszar, tak i przez ostrza kosiarki przefrunęła bezdomna kał kupa upaćkawszy Anasia po dziurki w nosie. Taki mniej więcej efekt ujrzały bezpańskie psy, które za nic miały savoir - vivre ludzkiego pomylenia i zawyły znacząco. Anastazy rozumiał język zwierząt, to był, zaraz po mediacji ze zmarłymi, kolejny dar, za który dozgonnie mógłby dziękować w czasie swoich nieprzespanych nocy, gdyby nie fakt, że to właśnie te błogosławieństwa spędzały mu sen z powiek. Usłyszał hau hau wypadek się stał wyszczekane szyderczo, wilczo. I w nim także się poszatkowało. Zawył z wkurwienia! Winny stał przed nim niewzruszony i opanowany. Podszedł do bramkarza i przywalił mu potężnie z główki. Oczy zalały się krwią, a bramka tylko delikatnie drgnęła wytwarzając fale, na których Anastazemu udało się przemknąć niezauważonym przez ochroniarza i wkroczyć do Klubu o nazwie Las. Do głównej sali prowadziła brzozowa aleja. W środku dębowe kolumny podpierały nieboskłon, a przy rock and rollowej muzyce bawiły się klony Presleya.
Zza jednej z loży posłany został
ponętny całus. Anaś oszalał z wrażenia. Nie mógł uwierzyć, że to prawdopodobnie
on jest adresatem powabnego buziaka. Jednak Marilyn Monroe uśmiechnęła się na
swój sposób i przypieczętowując przesyłkę filuternie mrugnęła do Nastka.
Anaś zapłonął, upuściwszy parę nosem i resztki nieczystości podszedł do stolika. Przywitał
się szarmancko całując Marilyn w dłoń, ona zaś złapała Anastazego za rękę i zamruczała: Zatańcz ze mną. Zatracili się w swingu.
Wypociwszy poczucie rzeczywistości, odrealnieni udali się w cień wielkiego
dębu. Słomiany wdowiec nabrał w płuca tyle powietrza, że wystarczyło na podrobienie
słynnej sceny z podmuchem i sukienką. Położył się pod swoją szczęśliwą Gwiazdą
i dął z całych sił. Marylin śmiała się i przebierała nogami – perfekcyjna. Nie
grała, ale wyszło jak na filmie, jak za starych dobrych lat. Amant dął i dął,
przenosząc dmuchanie na coraz wyższy poziom. Marylin cały czas zanosiła się od
śmiechu, coraz bardziej popadając w wir, który po chwili przeszedł w osobistą trąbę
powietrzną. Anaś stał się dla niej prezydentem, a ona śpiewała na cały głos happy birthday w swojej własnej
intencji. Dął zapamiętale…
Zaczęła go lizać w spierzchnięte
usta. Ocknął się. Z Klubu Las wyłowiła go kotka o trzech łapach. Miauczała
bezustannie, była głodna. Zrobiło się ciemno, musiał stracić przytomność na
dobrych kilka godzin. Nakarmił kotkę mleczkiem, a sam, idąc niedokończoną
robotą, jednak z poczuciem dobrze zagranej klatki wentylacyjnej, wrócił do mieszkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz