niedziela, 17 lipca 2016

Ucieczka przez przecinki

    
    To senne przejście od początku miało kulawą nogę i chore skojarzenia. Pulsacyjne przywitanie pozornie zapraszało do świata miękkości i przyjemnych, dmuchanych pałaców.  Okazało się zwyczajnym przedsmakiem sztywnych reguł i zasad uwłaczających nawet konserwatywnym istotom o bogobojnej wyobraźni. Czytając tomik napisany przez króla Gwidona, między wierszami można było dopatrzeć się takich niesubtelności, jak chociażby pedantyczność do przecinkowego szczegółu. Uważał nawet, że jest w stanie pozbierać wszystkie niewyliczone algorytmy porozrzucane po rzeczywistości, jak i pod nią, i dokładnie je wyliczyć. Jednak jeśli chodziło o liczby, panujący wszystko widział w zerojedynkowych prawdach. Twierdził, że cała reszta miejsc po przecinku jest tylko ciągiem dziwacznych, zapchanych na siłę cyframi wagoników weselnych jadących bez celu, a co za tym jedzie bez sensu i w dodatku wymyślonych przez niezdecydowanych malkontentów nie mających jaj i nie potrafiących dokonać wyboru.  Musiało być albo czarne albo białe. 
    Latynoski bachor z lewego łoża również odczuł na sobie te boleści. Kiedy nie udało się go wybielić niesprawdzonym sposobem na klej i mąkę, szybkim krokiem, a raczej kopem wylądował na księżycu. Stąd właśnie ta jego ciemna strona. Gwidon nie bał założyć się o pewność swoich wyliczeń i postawić pół  królestwa jak i pół swojej córki. Ta całość przypadła poddanym do gustu - marzyli o pławieniu się w bogactwach, no i mieli lekko skrzywioną czwartą klepkę, która rzecz jasna promieniowała na piątą z taką mocą, że zawodowy negocjator, będący dyplomatą pełną gębą, nie mógł liczyć na powodzenie. Mógł natomiast liczyć na dekapitację i zbezczeszczenie. 
    Córka usłyszawszy o zamiarze ojca przeraziła się do białości swoich gnatów i uciekła z drugim gorszym weteranem wojennym, który tak jak ona czuł, że nie wszystko ma swój wzór. Miejsca Po Przecinku lubią dla hecy objawiać się, aby ukazać dziury w całym. Heca nie doceniła tego zaszczytu. Najadła się wstydu, ponieważ świadczyła na ich niekorzyść, a sędzia był w ciemię  głaskany. Potem długo odbijało jej się zażenowaniem i wydaliła czerwony stolec. Diabeł tkwi w przecinkach. Taki oto ważki uleciał znad stawu i w sobie tylko znanym kierunku temat. Gdzieś tam, gdzie myśli rozbłyskają najjaśniej tuż przed zapomnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz